Dokładnie 4 lata temu, 21 lipca 2012
roku przeprowadziłam się do Strasbourga, by tu rozpocząć kolejny
rozdział mojego życia. Zabawne jest to, że gdyby nie znaleziony
przypadkiem bilet podczas poszukiwań karty zniżkowej, to poza tym,
że był to lipiec, nie byłabym w stanie tej daty bliżej określić.
A jeszcze bardziej zabawne, to że właśnie dzisiaj, dokładnie tą
samą trasą wracałam do Francji z miesięcznych wakacji w Polsce.
Bardzo lubię takie zbiegi okoliczności.
zdjęcie do filmiku Klubu Polki na Obczyźnie |
Historia mojej emigracji zaczyna się
jednak nieco wcześniej. Co wielu może dziwić, to to, że ja wcale
nie planowałam mieszkać we Francji ! Francja non stop
przewijała się przez moje życie i chyba to ona się o mnie
upominała, bo mnie zupełnie nie pociągała – zdecydowanie
bardziej interesujące dla mnie były kraje skandynawskie i jeżeli
marzyłam o tym, by zamieszkać gdzieś indziej niż w Polsce, to
właśnie gdzieś na północy. Ale we Francji? No way!
![]() |
Podczas pierwszej wizyty w Strasbourgu. Beret zgubiłam ostatniego dnia ;) |
No to skąd się tutaj wzięłam?
Podziękować powinnam swojemu opiekunowi naukowemu z Politechniki
Wrocławskiej. To on, gdy byłam na trzecim roku fizyki, wysłał
mnie na dwutygodniowy projekt naukowy wraz ze starszym rocznikiem do
Strasbourga (mój pierwszy pobyt w tym mieście opisałam tutaj).
A rok później zaproponował zrobienie tam podwójnego dyplomu. W
sumie czemu nie, warunki były fajne, w mieście zakochałam się
podczas mojej pierwszej wizyty, no i lubię poznawać nowe miejsca :)
Wyjeżdżając nie spodziewałam się
tego, że nagle coś wywróci się do góry nogami. Realizowałam
swoje marzenia i w swoje urodziny odwiedziłam po raz pierwszy raz w
życiu Norwegię. To nie szkodzi, że wszystko było pod śniegiem,
było genialnie ! Ale w międzyczasie pojawił się też on.
Sprawca całego zamieszania. No Francuz pewien, przecież wiecie. I
chyba po raz pierwszy poczułam, że to mogłoby być coś
poważnego. Trochę mnie to
przerażało, no bo co dalej, ja w Polsce zaczęłam drugi kierunek,
przecież teraz tego tak nagle nie rzucę, po francusku to ja tylko
bonjour
i je ne coprends
pas.
No ale carpe diem i cudowna druga połowa mojego erasmusa skończyła
się. Trzeba było wracać. To była dla nas największa próba, dwa
lata w związku na odległość. Ale wiedzieliśmy, że jeśli to
przetrwamy, to nic nam już straszne nie będzie:)
Drugi kierunek po ubłaganiu dziekan zrobiłam w przyspieszonym
tempie i uwinęłam się w dwa lata. Był to super intensywny czas,
poznałam wtedy wspaniałych ludzi i ciężko było znów wyjeżdżać
i to wszystko zostawiać. Zwłaszcza, że dostałam propozycję
doktoratu, więc mogłabym sobie swoje życie spokojnie kontynuować.
No ale ON czekał. Wyjechałam.
Początki nie były łatwe. Przede wszystkim – mój francuski
podczas mojego pobytu w Polsce wcale w jakiś magiczny sposób nie
ewoluował. Niby chodziłam na jakiś tam kurs, ale ze mnie leń jest
śmierdzący;) Gdy podczas studiów robiłam staż we Francji
posługiwałam się tylko angielskim i myślałam, że później też
nie będzie z tym problemów. Gdybym wtedy wiedziała jak bardzo się
mylę, to może jednak bym się bardziej do tego kursu przykładała !
Alzacja, to taki dziwny region we Francji, w której bardzo dużo
osób mówi w dwóch językach. Ale tym drugim jest niemiecki, a
angielski to tu mało komu potrzebny.
![]() |
To we Francji zaczęłam biegać :) |
Często dostaję od Was maile, w których pytacie jak wyglądały
moje początki z pracą we Francji, a że jest to istotny element
emigracji, to opiszę to tutaj nieco dokładniej.
Obecna sytuacja na francuskim rynku pracy nie jest najlepsza – rząd
próbuje walczyć z wysokim bezrobociem próbując wprowadzić nowe
prawo pracy – z pewnością słyszeliście o licznych protestach
uczniów, studentów i kolejkach na stacje benzynowe.
Gdy
ja przyjechałam początkowo próbowałam szukać czegoś w języku
angielskim. Niestety już na etapie szukania pojawiał się problem,
że wszystko było po francusku (no a jak miało być, w końcu
jesteśmy we Francji;) ). Wyrobiłam sobie bardzo ważną kartę,
czyli sécurité sociale, podpinając się z ubezpieczeniem zdrowotnym
pod mojego partnera. Zapisałam się też do tutejszego urzędu
pracy, skąd zostałam wysłana na specjalny egzamin mający
sprawdzić znajomość francuskiego. Wynik był słaby, ale udało mi
się załapać na intensywny kurs dla obcokrajowców wraz ze stażami.
Znalezienie stażów w dziedzinie, która mnie interesowała, czyli w
ochronie środowiska, okazało się być bardzo trudne. Pracowałam
więc na wykładaniu towaru w sklepie czy w laboratorium
weterynaryjnym. Wbrew pozorom praca w sklepie bardzo mi pomogła, bo
właśnie wtedy udało mi się przełamać barierę językową.
Klienci często pytali się, gdzie coś się znajduje – w pierwszym
tygodniu odpowiadałam, że dopiero zaczęłam pracę i niestety nie
rozumiem, bo nie mówię po francusku. Później jednak, gdy pytali
się o coś, czego nazwy nie znałam, to prosiłam by mi
wytłumaczyli, co to jest i starałam się pomóc. To właśnie było
moje przełamanie bariery językowej. Oczywiście był to też czas,
kiedy bardzo intensywnie uczyłam się języka poświęcając mu co
najmniej pół godziny dziennie w dni, gdy pracowałam, lub więcej,
gdy czas mi na to pozwalał. Na koniec udało mi się znaleźć staż
w małym stowarzyszeniu zajmującym się ochroną środowiska. Po
jego zakończeniu byłam pewna, że teraz będzie łatwiej ze
znalezieniem czegoś dla mnie. Niestety nie do końca było to takie
proste, bo nie wszyscy pracodawcy chcieli uznać mój polski dyplom
(tak wiem, jesteśmy w Europie, a dyplom robiłam w systemie
bolońskim – ale Francja rządzi się swoimi prawami). Innym
przeszkadzało też to, że wcześniej skończyłam fizykę – byłam
dla nich zbyt wykwalifikowana. No wiecie, w Polsce też się z tym
można spotkać. Szukałam dalej i już miałam zacząć myśleć o
czymś innym, gdy odezwał się mój szef z poprzedniego stażu.
Zaproponował mi kontrakt na czas określony (fr. CDD
– contrat à durée determinée).
Byłam bardzo szczęśliwa, bo była to praca moich marzeń.
Mało płatna, ale mogłam robić to, co wydawało mi się, że ma
naprawdę sens. I przez pierwsze miesiące naprawdę tak czułam.
Niestety bycie jednym z dwóch zatrudnianych pracowników ma swoje
minusy – trzeba być McGyverem od wszystkiego. I mieć dużo
wolnego czasu, który można przeznaczać na nadgodziny.
![]() |
czy pada, czy upał, pomiary w terenie trzeba robić ;) |
To chyba
właśnie te wieczne nadgodziny sprawiły, że już nigdy więcej nie
zdecydowałabym się na pracę w tak małej strukturze. Kontrakt mi
się skończył, ja się wypaliłam zawodowo i trzeba było szukać
czegoś nowego. W międzyczasie we Francji zaszły zmiany
terytorialne i teraz zamiast regionu Alzacja mamy Wielki Wschód,
który połączył kilka innych regionów w jeden. No i jak w takich
przypadkach bywa, to musiało się to też wiązać ze zmianami w
różnych państwowych strukturach – stąd pojawiła się większa
konkurencja na rynku, bo nie każdy, kto sobie ułożył już w życie
w jednym miejscu decyduje się na przeprowadzkę w związku ze zmianą
siedziby zakładu pracy. Choć przyznam, że to już dla mnie nie ma
większego znaczenia. Po wielu namysłach postanowiłam się nieco "przebranżowić", a tak naprawdę, to wrócić do
swoich podstaw. Nie za bardzo korzystałam tutaj z faktu posiadania
podwójnego dyplomu z fizyki, ale najwyższa pora to zmienić. Od
września zaczynam dawać Francuzom korepetycje (poprzez agencję –
wtedy odpada mi myślenie o składkach, podatkach i wszystkich innych
papierkach, których nie cierpię:P ). Oraz przygotowuję się do
konkursu na nauczyciela (a tak, bo we Francji nie trzeba mieć
przygotowania pedagogiczno-dydaktycznego – trzeba tylko zdać
konkurs). Może praca nauczyciela we Francji nie należy do tych
najprzyjemniejszych, ale kiedyś jeszcze w Polsce, bardzo chciałam
nauczycielem zostać i plany te porzuciłam przeprowadzając się do
Francji (nawet rozpoczęłam kurs pedagogiczny!). Więc wracam do planu A, ale w wersji francuskiej i ciekawa jestem
bardzo jak dalej będzie pisać się historia mojej emigracji :)
Początkowo trudno było mi znaleźć sobie nowych znajomych - zazwyczaj byli to doktoranci i większość z nich bardzo szybko się rozjeżdżała po świecie. Po kilku latach udało mi się jednak i tu znaleźć tutaj swoich przyjaciół - a to z kursu francuskiego, a to ze klub gier towarzyskich, albo jeszcze przez kogoś. W większości są to osoby różnej narodowości, które też życie przywiało tutaj :)
![]() |
Zimą blisko jest w ośnieżone góry, a na naukę jazdy na biegówkach nigdy nie jest za późno ;) |
A z moim Francuzem jesteśmy szczęśliwi i choć czasem miałam
cięższe dni związane właśnie z sytuacją zawodową, to uważam
decyzję o przeprowadzce do Francji i wspólnym zamieszkaniu za jedną
z najlepszych w swoim życiu. Alzacja i
Strasbourg to zdecydowanie moje miejsce na Ziemi, nigdzie indziej nie
czuję się tak dobrze, jak tutaj:)
Prowansja, czyli moja druga po Alzacji miłość ;) |
Wpis
powstał w ramach projekt nad projektami - Moja historia realizowanego w Klubie Polki na Obczyźnie.